czwartek, 18 listopada 2010

Alicja po drugiej stronie lustra

Przez pewien czas nie mogłam pisać postów, bo nagle acz niespodziewanie wylądowałam (ładne określenie ;)) na szpitalnym łóżku. Szpital nie jest dla mnie obcym miejscem. Musicie wiedzieć, że swego czasu byłam pielęgniarką i pracowałam właśnie w szpitalu. Później moje losy potoczyły się tak, że zmieniłam branże w której przyszło mi pracować. Tak więc można by powiedzieć, znam szpital od podszewki. To prawda znam, ale tylko z jednej medycznej strony. Teraz miałam okazję zobaczyć go z bardziej ludzkiej strony. Byłam i jestem osobą uwrażliwioną, na ludzkie cierpienie i zawsze starałam się nieść pomoc potrzebującym. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z tego na jaki potężny stres narażeni są chorzy, którzy przebywają w szpitalu. Nagle organizm zaczyna pracować nieprawidłowo, pojawiają się różne dolegliwości, trafiamy do szpitala, lekarze i pielęgniarki wykonują przy nas różne zabiegi, a tak naprawdę wewnętrznie jesteśmy strasznie zagubieni. Wielu z tych rzeczy, które dzieją się wokół nas nie rozumiemy i nie ma się co czarować boimy się nieznanego. Stąd pojawia się ten ogromny stres o którym mówiłam. Dopiero teraz tak naprawdę zdałam sobie sprawę z tego jak ważne dla pacjenta, poza sprawnym i fachowym wykonaniem zabiegów medycznych jest taki zupełnie ludzki stosunek personelu do chorego. Mówię o chwili poświęconej uwagi, rozmowie, cierpliwym wytłumaczeniu tego co dzieje się z naszym organizmem, czasami uśmiechu czy dotknięciu dłoni. Zawsze będąc pielęgniarką starałam się nie szczędzić takich gestów moim pacjentom, ale dopiero będąc pacjentką (czyli Alicją po tej innej, drugiej stronie lustra :) ) widzę jakie to jest ważne dla tych ludzi. Drogie pielęgniarki i nie tylko (bo dotyczy się to także wszystkich innych pracowników służby zdrowia). Wasza praca mimo, że finansowo nie doceniana jest potrzebna i ma sens!

Pozwolę sobie na jeszcze kilka refleksji, że je tak nazwę spod szpitalnego łóżka ;-) Miejsce jakim jest szpital, a tym samym okoliczności w jakich znajduje się wtedy człowiek wyzwalają w człowieku potężne pokłady dobrych pozytywnych emocji. Gdzieś budzi się w nas zapomniana na co dzień życzliwość, wrażliwość, współczucie. Ludzie chętniej sobie pomagają, mają dla siebie czas. Dobrze, że chociaż w takich kryzysowych okolicznościach potrafimy okazywać się ludźmi.
Poznałam leżąc w szpitalu kilku nowych znajomych. Ludzi w różnym wieku i różnych profesji. Wśród nich było kilka starszych pań, śmiało można powiedzieć babć bo liczyły sobie po ok 90 lat. Piękny to wiek. Chociaż nie tylko wieku można im pozazdrościć, ale przede wszystkim światłości umysłu, pogody ducha i mądrości. Rozmawiając z nimi nie odczuwało się różnicy wieku, bo można było z nimi porozmawiać na każdy bieżący temat. Co więcej odczuwało się przyjemność z takiej rozmowy, bo nasycona była ona dobrymi emocjami i mądrością płynącą z doświadczenia życiowego.
Dla mnie ten pobyt w szpitalu (a muszę się przyznać, że w roli pacjentki to był pierwszy taki pobyt) poza co oczywiste zdrowotnymi korzyściami przyniósł mi także nowe pozytywne doświadczenia, nowe znajomości, a nawet przyjaźnie. Przywrócił wiarę w pokłady dobra tkwiące w człowieku, a także pozwolił stanąć jak to tu nazwałam „po drugiej stronie lustra”. Reasumując – same korzyści!

P.S. Wpis ten chciałam zadedykować jednej z nowo poznanych w szpitalu osób.
Pani Adelajdzie, której nie dane już było opuścić szpitalnych murów :(

Pani Ado! 
Poznanie Pani było dla mnie prawdziwą lekcją - pozytywnego stosunku do ludzi, optymizmu i energii życiowej. Nie zapomnę tej lekcji.

Wieczny odpoczynek...

wtorek, 21 września 2010

Energetyczne jesienne doładowanie

Po napisaniu poprzedniego posta, zgodnie z własnymi zaleceniami, wybrałam się wraz z córką i psiakami na jesienny spacer. Oto fotograficzny efekt tej wyprawy:
Nad rzeką 
Całe w kwiatach
Gąsieniczka
Babie lato
One myślą, że to wiosna

Liście mówią coś zupełnie innego
Na koniec wielki optymistyczny kozi buziaczek :)

Jesień

Wielkimi krokami wkrada się w nasze życie jesień. Przypomina nam o tym kalendarz, ale także pogoda za oknem. To dziwna pora roku, bo jako jedna z dwóch pór (drugą jest wiosna) ma największy wpływ na nasze samopoczucie. Im jestem starsza tym dotkliwiej odczuwam to na własnym organizmie. Pomijam tu względy zdrowotne kiedy to łamie i strzyka nas tu i ówdzie. Nie wiem jak to jest u Was, ale u mnie pogoda bardzo wpływa na samopoczucie psychiczne i nastrój. Gdy za oknem jest ponuro i deszczowo to moje postrzeganie świata jakby zakładało ciemne okulary. Sprawy, które są do załatwienia wydają się trudniejsze, a wiara w ich powodzenie zmniejsza się do minimum. Wiem, że powodzenie naszych poczynań zależy od naszego nastawienia do nich. Tylko jak tu zmienić to nastawienie, gdy za oknem mało optymistycznie? To pogodowe oddziaływanie ma też drugą stronę. Kiedy za oknem świeci słońce czuję przypływ energii. Chce mi się działać i mam poczucie, że z wszystkim sobie poradzę. 
Jesień ma to do siebie, iż tych dobrych, pogodnych, optymistycznych dni z czasem jest coraz mniej, a tych słotnych, dżdżystych przybywa. Jeżeli ktoś reaguje tak jak ja to łatwo wykalkulować, że stąd prosta droga do jesiennej depresji.  

Mam świadomość tego co leży u podstaw takich reakcji na pogodę. Jest to światło, które ma nie tylko wzrokowe, ale i biologiczne oddziaływanie na nasz organizm. Czasowy cykl oświetlenia naturalnego zamyka się w 24 godzinach i składa się z dwóch okresów: około 12 godzin jasności i około 12 godzin ciemności. Nasze organizmy są do tego cyklu dostosowane. Kiedy ta równowaga zostaje zaburzona (krótsze dni, dłuższe wieczory i noce) mamy deficyt światła, co powoduje u nas niechęć do działania, podły nastrój, a czasami depresję.

Nie chcę tu robić żadnego wykładu i się wymądrzać. Pragnę raczej znaleźć odpowiedź na pytania. Jak sobie z tym radzić? Jak zmienić swoje nastawienie, mimo złej pogody za oknem? Warto dostarczyć swojemu organizmowi większej dawki światła. Wczesne wstawanie by wydłużyć godziny jasności, spacery gdy to jest możliwe, aromatyczna ciepła kąpiel - to z pewnością dobre metody. Co jeszcze można zrobić? Moim sprawdzonym sposobem na poprawę nastroju jesiennego jest... herbata. Kubek gorącego, aromatycznego napoju potrafi zdziałać cuda. Zauważa to nawet moja córka, która widząc mnie w kiepskim nastroju zazwyczaj patrzy na mnie badawczo po czym stwierdza: 
- wiesz Mamcik, to ja Ci zrobię herbatkę.
Nie wiem jak, ale to działa! Jeszcze innym sposobem wypracowanym przeze mnie jest zrobienie czegoś dla innych. Jeżeli jest się taką osobą jak ja, która bardziej lubi obdarowywać niż być obdarowywaną, to takie właśnie działanie znacząco poprawia nastrój. Dziś zrobiłam kolaż z fotografii dla mojej przyjaciółki. Ucieszyła się z niego, a to było dla mnie jak zastrzyk nowej pozytywnej energii.

A jakie są Wasze sposoby na jesienne nastroje?

czwartek, 16 września 2010

Dom

Niedawno byłam na ślubie ( i weselu oczywiście też) moich przyjaciół. Szukając odpowiednich słów, które nadawałyby się jako dedykacja dla Młodych wpadłam na taki wiersz (niestety nie wiem czyjego autorstwa), który bardzo mi się spodobał:

                                                              "Dom, to nie tapety, nie meble,
                                                               Nie kąt z żyrandolem, z obrazem.
                                                               Dom to tam, gdzie choćby pod
                                                               Gołym niebem - ludzie są razem.
                                                               Dom, to nie ściany, nie sufit,
                                                               Nie dywan, półka z książkami.
                                                               Dom to tam, gdzie choćby osobno
                                                               Nigdy nie jesteśmy sami".

Częściowo wykorzystałam ten wiersz do dedykacji, ale nie o tym chciałam Wam opowiedzieć. Te słowa zainspirowały mnie do przemyśleń na temat domu, tego czym jest i co tak naprawdę stanowi o tym, że dobrze się w nim czujemy.

Dla mnie dom to przede wszystkim ludzie którzy go tworzą i uczucia które ich łączą. Lubimy być w domu bo czujemy się w nim bezpiecznie. Wiemy, że tam znajdziemy miłość i zawsze życzliwych nam ludzi. Gdy nam źle i świat nam się wali to właśnie w domu od bliskich możemy oczekiwać wsparcia i zrozumienia.
Może mi ktoś zarzucić, że nie każdy dom wypełniony jest miłością i jest miejscem przyjaznym i bezpiecznym. Oczywiście jest w tym wiele racji. Z pewnością jeszcze kiedyś wrócę do tematu „złego domu”, ale dziś chciałabym się skupić na pozytywnym wymiarze tego miejsca.
Dom tworzą wspomnienia. Wspomnienia przeżytych chwil, ale także wspomnienia osób które kiedyś gościły, a może i mieszkały w nim. Każdy z nas ma gdzieś w zakamarkach swojej pamięci np. święta spędzone z Babcią, Dziadkiem czy innymi krewnymi. Albo dzień kiedy z krwawiącym kolanem biegłeś z płaczem do Mamy. Przywołując własne wspomnienia nasunął mi się jeszcze jeden aspekt domu. Dom to również różnorodność zapachów, dźwięków i smaków. Pamiętacie pyszne ciasto które piekła Babcia lub Mama? A kolędy śpiewane przy pachnącej lasem choince?

Gdy wyjeżdżamy gdzieś na dłużej to próbujemy sobie w tym nowym miejscu stworzyć własny azyl, namiastkę domu. Co nam w tym pomaga? Drobiazgi które zabieramy ze sobą: zdjęcie ukochanej osoby, rysunek naszego dziecka, herbatka o ulubionym smaku. A więc dom to też przedmioty które nas otaczają. Czasami są to piękne meble lub obrazy. Innym razem jest to koszmarny stateczek przywieziony z wakacji. Nie jest istotna materialna wartość tych rzeczy. Istotna jest ich wartość sentymentalna i emocje które wywołuje nasz kontakt z tymi przedmiotami.
Co by tu nie pisać na temat domu jedno jest pewne, dla każdego z nas jest to ważne miejsce mające wpływ na to jak postrzegamy świat który znajduje się poza nim.

A jakie są Wasze przemyślenia na temat tak ważnego miejsca jakim jest dom?

wtorek, 14 września 2010

Kilka podstawowych pytań

Witam wszystkich którzy zbłądzili pod moją internetową strzechę i zechcieli zawitać w moje wirtualne progi. Zaglądając na różne blogi których nie brak w sieci, każdy odwiedzający próbuje się zorientować gdzie się znalazł i czego może się spodziewać po takiej wizycie. Próbując ułatwić orientację odwiedzającym to miejsce, spróbuję udzielić odpowiedzi na kilka nasuwających się pytań.

Kim jest autorka? 
Mam na imię Ewa, wśród bliskich zwana Wunią i stąd mój nick na tym blogu. Jestem kobietą w tzw średnim wieku (cokolwiek to oznacza), starającą się optymistycznie spoglądać na świat i walczyć z przeciwnościami losu. Jestem zmienna jak każda prawdziwa kobieta, więc pewnie zobaczycie we mnie zarówno odrobinę diabła jak i anioła.
 
Dlaczego „Myśli leniwe”? 
Nazwa tego bloga jest raczej przekorna, bo zaczynam go pisać aby swoje myśli uporządkować gdy za szybko przepływają przez moją głowę, niektóre ocalić od zapomnienia, innych pozbyć się z pamięci na zawsze. Więc czy te myśli można nazwać leniwymi?
 
Dla kogo ten blog? 
Chcę go pisać głównie dla samej siebie. Mam nadzieję, że przybierze on postać mojego internetowego pamiętnika. Nie będzie to zapewne nic odkrywczego. Blog jak tysiące takich w sieci, opisujący zwykłe życie ale wyjątkowy bo stanowiący cząstkę mnie. Mam nadzieję, że nie braknie mi samozaparcia aby być konsekwentną w jego tworzeniu.

O czym będzie ten blog? 
Trudno odpowiedzieć na to pytanie, bo trudno przewidzieć jak potoczy się życie. Ten blog będzie o życiu. O moim życiu, o życiu moich bliskich. O tym co mnie cieszy, smuci, co pobudza mnie do refleksji i daje impuls do działania.
 
Drogi Internetowy Wędrowcze jeśli w swoich wirtualnych wędrówkach odwiedzisz mój blogowy zakątek, zatrzymasz się tu chwilkę lub zostaniesz ze mną na dłużej będzie mi ogromnie miło Cię gościć.